Elżbieta Jarecka – miłość nie męczy!
Sama wychowuje synów. Prowadzi pracownię cukierniczą Torcikowo i kawiarnię Cafe Lulu, a do tego właśnie wróciła na studia i wcale nie narzeka, że ma za dużo zajęć, że jest zmęczona. Przeciwnie. Twierdzi, że wreszcie czuje się spełniona – zarówno jako mama, jak i kobieta, która rozwija swoje pasje.
Elżbieta Jarecka w gastronomią związała się już jako nastolatka. Skończyła liceum gastronomiczne, uwielbiała pracę kelnerki. Już w szkole średniej pracowała przy bankietach i imprezach okolicznościowych – obsługiwała salę, pomagała w kuchni, piekła. Potem sama została szefową kuchni, zajmowała się cateringiem, w domu kuchni zaczęła piec na większą skalę ciasta i torty dla znajomych. Zwrotem w jej życiu okazał się rozwód. Wróciła z synami do rodzinnego Jasła i zaczęła od nowa. Paradoksalnie, rozstanie z mężem, otworzyło przede mną nowe możliwości. Nie miałam nic, a zatem – nic do stracenia. Mogłam w pełni decydować, w którą stronę chcę pójść i co chcę osiągnąć – opowiada. Na początku pracowałam w domowej kuchni, niemal bez żadnych sprzętów. Piekłam, organizowałam przyjęcia, kelnerowałam. Odkryłam, że moją prawdziwą pasją jest cukiernictwo i pragnęłam poświęcić się właśnie tej sztuce – opowiada.
Każdą okazję, jaka się pojawiała, potrafiła wykorzystać. Kiedy dostała propozycję, by w starej, wymagającej remontu kamienicy urządzić pracownię, nie wahała się. Nie boję się pracy fizycznej, wiem do czego służy wiertarka, a do tego mogłam liczyć na ogromną pomoc moich przyjaciół i synów, którzy byli zachwyceni nowym projektem. Złożyłam wniosek o dofinansowanie i nie czekając na decyzję zabrałam się do pracy – wspomina. Dostała nie tylko pieniądze, ale też informację, że jej plan biznesowy, w opinii urzędników, jest wzorcowy. To dało jej wiarę w całe przedsięwzięcie i w swoje możliwości.
Ta wiara, pozwoliła mi uwierzyć w moje plany i w to, że mogę realizować się w cukiernictwie po swojemu. Choć wszyscy radzili, bym działała zgodnie ze schematem, tak jak robi to większość zakładów, ja czułam, że to nie jest moja droga. Nie chciałam piec codziennie tych samych ciast i bułek, najlepiej tych najpopularniejszych, bo na nie zawsze będzie klient – opowiada.
Wiedziałam, że idąc taką drogą szybko się znudzę i pasja zmieni się w żmudną pracę. A ja wreszcie poczułam, że robię to co naprawdę kocham i za wszelką cenę chciałam ocalić radość jaką daje mi cukiernictwo – opowiada. Dlatego u nas nie ma stałego menu. Ciągle pieczemy coś innego, zapraszamy gości na nowe smaki, pytamy czego oni oczekują. Kilka razy w miesiącu staram się wymyślić coś nowego – a to tydzień gruszkowo-śliwkowy, a to tydzień z sernikiem, kiedy szykujemy kilkanaście jego odmian. Cały czas szukamy, próbujemy, tworzymy nowe receptury. Mnóstwo ludzi mnie przed tym ostrzegało, ale ja czułam, że w Torcikowie to się sprawdzi. I się sprawdza – dodaje z dumą.
Jako mama i właścicielka cukierni i kawiarni, pani Ela nie cierpi na nadmiar czasu. Potrafi nim za to tak dobrze zarządzać, że zdołała wygospodarować wolne godziny i wróciła na studia na kierunku: produkcja i bezpieczeństwo żywności. Jak to robi? Po prostu robię to co kocham, a miłość nie męczy – opowiada. – Poza tym zawsze miałam mnóstwo energii i jestem nocnym markiem. Stąd nazwa mojej kawiarni – Cafe Lulu. Kiedy chłopcy już się idą spać, ja włączam muzykę i zamiast iść „lulu”, biorę się do pracy – piekę, dekoruję, wymyślam nowe przepisy i czuję się naprawdę szczęśliwa – podkreśla
Zobacz również
Zapisz się do newslettera
Dołącz do najlepiej poinformowanych w branży